Historia 90-letniej Haliny Ciszewskiej

Dziewięćdziesięcioletnia mieszkanka Pięćmiechowa - Halina Cichecka.

Halina Ciszewska, oficjalnie urodziny obchodzi 19 września. Zgodnie z dokumentami urodziła się w 1932 r., tak naprawdę data jej urodzenia to 28 kwietnia 1931 r.
Zawiłe czasy wojny spowodowały, że oficjalnie dziewięćdziesięciolatką Pani Halina stała się we wrześniu tego roku.
Urodziła się w Sarnach na Wołyniu. Jej rodzice Maria z domu Czarnecka i Marcin Feliński zajmowali się gospodarstwem. Ojciec był myśliwym i gajowym. Bohaterka naszego artykułu miała dwie siostry: Genowefę urodzoną w 1928 roku i Helenę urodzoną w 1929 r., która zmarła jako dziecko chora na tyfus.
Narodziny małej Halinki to wielkie szczęście i ogromna tragedia, podczas porodu zmarła jej matka Maria.
W tej trudnej sytuacji wdowiec z trójką dzieci wziął za żonę siostrę Marii - Janinę Czarnecką, odtąd to była jej mama. Dzieciństwo Haliny to czasy beztroski i zabaw, ale też obowiązków. Mieszkała blisko dziadków od strony ojca - Jana i Leontyny Felińskich, często się odwiedzali.
Mała Halinka od najmłodszych lat była bardzo pracowita. Już w pierwszej klasie szkoły podstawowej do jej obowiązków należało pieczenie chleba, gotowanie, sprzątanie. W tym czasie jej ojciec budował piękny, drewniany dom. Starsza siostra Gienia była odpowiedzialna za dojenie krów, w wieku 16 lat usamodzielniła się i wyszła za mąż.
Pani Halina ukończyła 4 klasy szkoły podstawowej, która znajdowała się w folwarku. Okolice były bogate, a odkąd Felińscy wprowadzili się do nowego domu, życie wydawało się łatwiejsze.
1939 rok to czas ogromnej zmiany. Ludność w Sarnach miała świadomość, jakie skutki niesie ze sobą wojna, wszyscy mieli więc nadzieję, że wkrótce przyjdzie wojsko i ich wyswobodzi.
Nikt nie wiedział wówczas, że ogromnym problemem będą mordy na polskiej ludności dokonywane przez bandy UPA. Pani Halina wspomina, że jej stryj był właścicielem sklepu, do którego pewnego dnia przyszedł Ukrainiec i zapytany o to, dlaczego mordują niewinnych ludzi odpowiedział: „Bo jesteście szlachta i zabraliście nasze ziemie”.
Ojciec Haliny Ciszewskiej miał jeszcze troje dzieci z drugą żoną: Antoniego, Ryszarda i Władysława.
W 1943 r., gdy ataki na Polaków przybrały na sile, pewnego dnia, ojciec wywiózł Halinkę z braćmi Antkiem i Rysiem do znajomej do Sarn, by tam dzieci bezpiecznie spędziły wieczór. Tej nocy Ukraińcy podpalili nowy, drewniany dom Felińskich. Ojciec Marcin uciekł z córką Gienią do lasu i tam obserwowali poczynania banderowców. Gdy okazało się, że ci odjechali, czym prędzej zaczęli gasić pożar, dom szczęśliwie uratowano.
Matka Janina podczas jednego z ataków banderowców została zaatakowana bagnetem, trzymając rocznego synka Władzia na piersi, tak, że rana sięgała nerek. Jakiś Niemiec znalazł ją ranną w krzakach, dziecko przekazał przechodniowi, któremu polecił, by nim się zaopiekował (!), a kobietę Niemcy przetransportowali do szpitala. Do zdrowia wracała długo, a z tęsknoty za dzieckiem odchodziła od zmysłów. Pewnego dnia ów mężczyzna, któremu polecono, by zaopiekował się dzieckiem pojawił się w szpitalu, by zapewnić kobietę, że maluchowi nie dzieje się krzywda, ale nie może jej oddać dziecka, póki ona sama potrzebuje pomocy. W międzyczasie wysłano go na roboty do Niemiec, gdzie wyjechał z dzieckiem (!). Gdy kobieta opuściła szpital dowiedziała się o tym i zaczęła poszukiwać Władzia przez Polski Czerwony Krzyż. Szczęśliwie odnalazła syna i jego opiekuna w Niemczech, zostali tam razem. Później wyjechali do Kanady.
W 1945 r. do województwa wołyńskiego wkroczyli radzieccy żołnierze i wyzwolili ludność. Gdy skończyła się wojna mała Halinka i dwóch braci: Rysiu i Antoś musieli radzić sobie sami. Ojciec, który nie wstąpił w szeregi armii podczas wojny, został aresztowany, matka z braciszkiem Władziem znaleźli się w Niemczech. Ciotka nastoletniej Halinki poradziła jej, by wsiąść do pociągu jadącego na zachód.
Tak też zrobiłam. Jechaliśmy w pociągu towarowym, moim braciom podano szczepionki przeciw tyfusowi. Pamiętam płacz Rysia, gdy podczas aplikowania leku wygięła się igła. Z nerwów i stresu podałam błędną datę urodzenia, pomyliłam daty chłopców. Stąd te rozbieżności w papierach… Przecież byłam jeszcze dzieckiem, jadącym w nieznane z dwoma młodszymi braćmi. Najpierw trafili do Nidzicy, potem do Olsztyna. Gdy trójka dzieci wysiadała na stacji, pewien mężczyzna zapytał, co tam robią. Szukamy mieszkania – odpowiedzieli.
W Olsztynie, który pośpiesznie opuszczali Niemicy, było mnóstwo dobrze umeblowanych domów do zajęcia. Pani Halinka relacjonuje, że jej zadaniem, które zleciła swoim braciom: Antosiowi (7 l.) i Rysiowi (5 l.) było znalezienie nowego mieszkania do zajęcia. Najpierw poprzynosili hulajnogi i obrazki - to były dla nich najważniejsze „łupy”– wspomina. Omijali w szczególności te mieszkania, w których napotkali nieboszczyków.
W końcu przybiegli i oznajmili: Mamy mieszkanie! Zamieszkali sami - piętnastolatka i dwóch małych chłopców. Sami tak żyli przez rok. Halinka miała trochę oszczędności, w ten sposób jakoś udało im się przetrwać. Nawet z UNRR-y dzieciakom nie dawano nic, żyli z dnia na dzień. Formalnie nigdzie nie byli zarejestrowani. Tata zszedł cały Olsztyn, by nas znaleźć – dodaje Jubilatka. Już miał wsiąść w pociąg do Chełmna, ale zapytał o trójkę dzieci przechodnia, a ten potwierdził, że na pewno są na terenie miasta.
Kolejne dwa tygodnie poszukiwań zakończyły się sukcesem. Znów byliśmy razem z tatą – nie kryje wzruszenia Halina Ciszewska, a łzy błyskawicznie wypełniają jej pełne ciepła oczy. Kuzyn ojca Pani Haliny podpowiedział, by ten z dziećmi wyjechał na tzw. ziemie odzyskane.


Stało się to w 1948 r. Rok później Marcin Feliński otrzymał gospodarstwo w Pięćmiechowie. Felińscy zamieszkali właśnie tam. Halina Ciszewska nadal pomagała na gospodarce. Jej ojciec związał się z Anną Gil, z którą miał córkę Wiesławę. Skomplikowane losy spowodowały, że żona Janina wyjechała z synem i nowym partnerem z Niemiec do Kanady. Tam też wyjechała część rodziny Pani Haliny.
Szczepan Ciszewski (rocznik 1927) to mężczyzna życia bohaterki naszego artykułu. Poznała go podczas zabawy w lutym w 1952 r., a poślubiła po siedmiotygodniowej znajomości. Był żołnierzem, który przyjechał na zaproszenie koleżanki Pani Haliny, bo inny kawaler odwołał swoją wizytę. Po mile spędzonym wieczorze, gdy ojciec Haliny Felińskiej odprowadził młodego wojaka do pokoju, by się położył spać, ten chciał coś wyznać. Nie zrobił tego jednak. Wrócił po jakimś czasie i podczas zabawy ostatkowej powiedział do przyszłego teścia: Ożenię się z Pana córką. Obietnicy dotrzymał i po czterdziestu dniach postu, na Wielkanoc - 14 kwietnia Halina stała się Haliną Ciszewską. Jak sama mówi - męża przysłała jej Opatrzność. Wymodliła go sobie, jako mąż, partner i przyjaciel był usposobieniem ciepła i jej wymarzonym mężczyzną. Kochała go całym sercem, z wzajemnością.


Szczepan Ciszewski służył w wojsku przez 4 lata, dopiero częste spacery jego młodej żony w okolice koszar, sprawiły, że pozwolono mu odejść z wojska.
W 1952 r. młode małżeństwo wyprowadziło się do Wiekowa. Urodziły im się dzieci: Czesława - 1953, Teresa - 1955, Ryszard - 1957. W 1960 r. Ciszewscy przenieśli się do Jeżyczek i tam prowadzili własne gospodarstwo. Pracy było dużo, uprawiali ziemię, hodowali barany, kury, kaczki, konie, świnie. Młode małżeństwo radziło sobie bardzo dobrze. W 1970 r. ojciec Haliny przepisał jej gospodarstwo, w ten sposób Ciszewscy wrócili do Pięćmiechowa i zamieszkali w domu o nr 7, gdzie do dziś mieszka nasza Jubilatka.
Rodzina zawsze mogła liczyć na siebie, Halina i Szczepan otaczali swoje dzieci miłością i troską. Całe życie ciężko pracowaliśmy, życie nas nie oszczędzało, przede wszystkim jeśli chodzi o mordy na Wołyniu, trudy wojny i różnorodne zawirowania. Większość z nas była sierotami – dodaje Pani Halina.
Moje dorosłe życie było spokojniejsze, wypełnione miłością, pełne zrozumienia i ciepła ze strony męża, dużo sił dawały nam nasze dzieci. Mój wybranek był wspaniałym, życzliwym człowiekiem, kochanym i serdecznym, opiekuńczym, dobrym ojcem - ocenia dziewięćdziesięciolatka. Gdy o nim myślę, w moim ciele „rozlewa” się kojące ciepło.
Wołyń i dzieciństwo Halina Ciszewska wspomina z sentymentem. To był piękny, niewinny świat, po którym nie ma już ani śladu, pozostały tylko wspomnienia. Zawsze jednak myślałam o tym miejscu z niepokojem. Nie było do czego wracać…


W 1977 r. za mąż wyszła córka Teresa, natomiast Czesława zdecydowała się na wyjazd do Kanady, gdzie mieszka do dziś, syn Ryszard założył rodzinę w 1980 r.
W 2007 r. odszedł Szczepan Ciszewski w wieku 80 lat, po długotrwałej chorobie. Pani Halina mieszka z córką Teresą Połczyńską.
Jest pogodną, bardzo wierzącą osobą. Swoje zdrowie, życie, losy rodziny powierza Matce Boskiej. Przeszła dwie operacje endoprotezy biodra. Nie narzeka na swój los, powtarza, że zawsze strzegła ją Maryja. Dzięki niej przetrwała tyle trudnych chwil. Jej największą siłą jest rodzina, dzieci, wnuki i prawnuki. Jest z nich bardzo dumna. Ma 7 wnuków oraz 9 prawnuków.
Wszędzie jej pełno, lubi krzątać się po kuchni, przygotowuje posiłki i jest nad wyraz energiczna. Jej recepta na długowieczność to modlitwa i uśmiech.


Pani Halinie z całego serca życzymy dobrego zdrowia, kolejnych lat w otoczeniu kochającej rodziny, łask bożych i wszelkiej pomyślności. 200 lat!

Facebook X

Wyświetlania: 1014

Zobacz również