Historia życia Ireny Kosik, 90-latki z Kosierzewa

Irena Kosik, 90-latka z Kosierzewa, na pierwszym planie kwiaty w wazonie.

Irena Kosik, z domu Domagała, mieszkanka Kosierzewa, 19 marca 2021 r. skończyła 90 lat. Urodziła się w miejscowości Widełki (w województwie kieleckim). Jej rodzice Julianna i Zygmunt prowadzili gospodarstwo domowe, uprawiali ziemię i mieli zwierzynę: krowy, konia, świnie, gęsi, Wychowała się z dziewięciorgiem rodzeństwa, pięcioma siostrami i czwórką braci.

Mała Irka od ósmego roku życia „poszła na służbę”, pracowała na gospodarstwie. Jej dzieciństwo nie było łatwe, w kieleckim - skąd pochodzi - było bardzo biednie, a ziemie były słabe. Jej przygoda w szkole była wyjątkowo krótka, skończyła pierwszą klasę, a w drugiej klasie dane jej było zasiąść w ławie szkolnej tylko przez dwa tygodnie. Potem uczyła się od innych dzieci, wciąż pracowała, pomagając bezdzietnemu małżeństwu na gospodarce.

Pani Irena doskonale pomięta dzień wybuchu wojny, jej bliscy i sąsiedzi długo pomagali żołnierzom, przekazując im jedzenie w lasie. Rodzina Domagałów została wysiedlona na Niwki, a potem Niemcy spalili ich dom i cały dobytek. Nie mając miejsca na ziemi, Zygmunt i Julianna z dziećmi poszli mieszkać u znajomej gospodyni, gdzie przebywali do 1944 r.

Wspomnienie wojny wywołuje u Pani Ireny niepokój. W Widełkach było groźne, szczególnie gdy Niemcy brali ludzi na przesłuchania w sprawie partyzantów. Po ich odjeździe, było spokojniej. Gdy weszli Ruscy, można powiedzieć, że sytuacja się uspokoiła - dodaje Jubilatka. W marcu 1944 r. rodzina Domagałów wróciła do Widełek do spalonego gospodarstwa. Rodzice tak jak mogli odremontowali dom, poprzybijali deski, odmalowali ściany, dzięki czemu domownicy mogli tam powrócić.

Po zakończeniu wojny nastoletnia Irka „poszła na służbę” do Jędrzejowa do leśniczego, który był dobrym chlebodawcą, a pracowała tam do 1947 r. W 1949 r. Irena Domagała wyjechała do Grzybnicy (gmina Manowo), gdzie mieszkała do 1966 r.

Swojego przyszłego męża Pani Irena znała po sąsiedzku. Daniel Michalczyk pracował w gospodarstwie. 19 lipca 1949 r. młodzi pobrali się, w 1952 urodziła im się córka Franciszka, w 1953 r. na świat przyszła Zofia. Listopad 1954 był dla Ireny Michalczyk tragiczny. Jej mąż spada z wozu i umiera na skutek tragicznego wypadku. 23-letnia Irena zostaje wdową z dwójką dzieci, w drodze jest kolejne. 21 marca 1955 r. rodzi się syn Stanisław. Ten najtrudniejszy okres w życiu młoda kobieta przetrwała dzięki wrodzonemu uporowi i pracowitości, sama z trójką dzieci imała się różnych prac. Bardzo pomagała mi teściowa, żyłam z nią w bardzo dobrych stosunkach - wspomina. 16 lat kobiety mieszkały razem.

Drugiego męża Irena poznała w Grzybnicy. Z Mieczysławem Kowalikiem miała córkę Stanisławę, która urodziła się w 1958 r. Kobieta pracowała w PGR-ze, to była dla niej prawdziwa szkoła przetrwania, nauczyła się świetnie gotować. Życie tak się układało, że zawsze musiała liczyć na siebie.

Z Józefem Kosikiem bohaterka naszego artykułu pracowała w Państwowym Gospodarstwie Rolnym. Para zdecydowała się wspólnie stworzyć rodzinę. Przez pewien czas mieszkali w Drozdowie (w gminie Darłowo). Do Kwasowa przyjechali w 1969 r. W 1971 r. urodził im się syn Krzysztof, a po 5 latach sielanka się skończyła. Józef Kosik zginął tragicznie na skutek wypadku, przygnieciony dużym autem.

Matka piątki dzieci znów była zdana na siebie. W swoim życiu bardzo ciężko pracowała, wykonywała przeróżne zajęcia. Jak sama mówi: jeździła końmi, traktorem, kosiła kosą, jako osoba o drobnej budowie dźwigała worki ze zbożem czy też ziemniakami. Zawsze była pogodną osobą i taką jest do dziś. Lubiłam kontakt z ludźmi, mimo wielu łez i tragicznych przeżyć, starałam się być wesoła - mówi.

Rok 1986 przyniósł wyjazd do Kraśnika w województwie lubelskim. Pani Irena poślubiła Ludwika Kosika, z którym mieszkała przez 16 lat w Małopolsce. Małżonkowie zdecydowali się na przeprowadzkę na Pomorze w 2002 r., kiedy to wprowadzili się do Kosierzewa. Państwo Kosik chcieli być bliżej rodziny.

Pani Irena to prawdziwy wulkan energii, zawsze lubiła gotować, całe życie uprawiała ogródek. W jej życiu nigdy nie było nudy. W 2014 r. zmarł mąż Pani Ireny - Ludwik. Zawsze kochała śpiewać i tak jest do dziś. Śpiewa przy każdej okazji, co daje jej dużo radości.

W Kosierzewie mieszka z synem Krzysztofem, gdy ten wraca na urlop z Niemiec. Jest bardzo niezależną osobą. Uwielbia, gdy się coś dzieje i są wokół niej ludzie. W ogóle nie narzeka na zdrowie, to nie w jej stylu. Jest typem pracowitej osoby, bardzo dba o porządek. Mimo drobnych kłopotów zdrowotnych, radzi sobie doskonale.

Podczas sierpniowego wywiadu, Pani Irena zaprosiła nas do swojego ogródka, z którego jest dumna, a w którym spędza większość letnich dni. Dziś zrobiłam 30 słoików buraczków - podsumowała rozmowę z uśmiechem. Wigoru mógłby jej pozazdrościć niejeden młody człowiek. Uwielbia, gdy przyjeżdżają do niej dzieci, wnuki i prawnuki. Choć w swoim życiu przeżyła wiele trudnych chwil, twierdzi, że jesteśmy w stanie znieść dużo. Jesteśmy silniejsi niż nam się wydaje, człowiek jest mocniejszy niż żelazo - mówi.

Bieżący rok był dla naszej Jubilatki trudny. Pani Irena zachorowała na koronawirusa, po ciężkiej chorobie odszedł jej syn Stanisław. Mimo to ma w sobie dużo energii. Wśród swoich najbliższych określana jest jako najlepsza kucharka na świecie, jej bigos, gołąbki i inne dania kuchni polskiej nie mają sobie równych. Na Boże Narodzenie przygotowuje sama, bagatela, 300 uszek. Cieszy się, gdy odwiedza ją rodzina. Jest bardzo szczera i gościnna. Nikt nie wychodzi głodny z jej domu. Zaznałam w życiu biedy i wiem jak ona smakuje - dodaje. Być może dlatego staram się nakarmić każdego tym, co mam.

Ta energiczna seniorka bardzo ceni sobie chwile spędzone z wnuczką Gosią i jej rodziną, którzy mieszkają po sąsiedzku i zawsze są blisko. Dumą Pani Ireny jest 18 wnucząt, 21 prawnuków i 2 praprawnuków.

Jeszcze raz życzymy Pani samych pogodnych dni, dobrego zdrowia, pomyślności i energii na kolejne lata.

Facebook X

Wyświetlania: 488

Zobacz również