Historia Józefa Paradiuka, 90-niego mieszkańca Malechówka

Dziewięćdziesięcioletni mieszkaniec Malechówka, Józef Paradiuk.
Syn Katarzyny i Mikołaja, urodził się na Ukrainie, we wsi Berbeki, powiat Kamionka Strumiłowo (na obszarze dzisiejszego rejonu kamioneckiego w obwodzie lwowskim). Rodzice Mikołaj i Katarzyna prowadzili gospodarstwo rolne, jako dziecko pomagał im w pracach domowych wraz z młodszymi siostrami: Urszulą, Genowefą, Marią i Stanisławą.
Czasy dzieciństwa to beztroskie wspomnienie pięknych wiejskich terenów, pachnących łanów zbóż, zabawy na dworze, ciągłego kontaktu z naturą. Pan Józef wspomina, że miał obowiązki mimo młodego wieku, najczęściej było to wypasanie krów.
Wspólnie z siostrami organizowali sobie czas wolny, wymyślając przeróżne zabawy. Na ziemiach wschodnich, bohater naszego artykułu chodził do szkoły, w której zdobył umiejętność posługiwania się na przestrzeni lat językami: ukraińskim, rosyjskim, niemieckim.
Kontakty z ludnością ukraińską Józef Paradiuk ocenia pozytywnie. Ludzie mieszkali w sąsiedztwie i nie było większych problemów w relacjach międzyludzkich.
Wybuch wojny Pan Józef zapamięta przez świdrujące na niebie samoloty i ich hałas, w okolicy w której mieszkał było jednak w miarę bezpiecznie. Rok 1944 r. przyniósł tragiczne chwile.
"Ksiądz z sąsiedniej wsi przyszedł do ojcowego szwagra" - relacjonuje nasz jubilat wyraźnie wzruszony. "Idź powiedz Mikolciowi, że spalą chałupę". Mikołaj wraz z Katarzyną nie mieli czasu na zastanowienie, spakowali co mogli i uciekli do lasu. Nie było do czego wracać, więc przedostali się do Kamionki, zamieszkali tam w opuszczonym domu. W 1945 r. zdecydowali się na wyjazd do Grębowa.
Po zakończeniu wojny, ludzie wyjeżdżali na „zachód” w poszukiwaniu lepszego życia. Liczne rodziny z Grębowa również planowały takie zmiany. Na początek na tzw. „ziemie odzyskane” udawała się „delegacja” w celu rozpoznania sytuacji.
Gdy okazało się, że w powiecie sławieńskim są domy do zajęcia, rodzina Paradiuków zdecydowała się na opuszczenie Grębowa. Rok 1946 to nowy rozdział w ich życiu. Przybywają na stację kolejową do Sławna, tam przez okres dwóch tygodni pozostają w zawieszeniu, żołnierze radzieccy nie dają zgody na ich wyjazd do pobliskich wsi, delegaci i osoby z powiatu starają się załagodzić sytuację. Pomocny okazuje się Marcin Galek, który prowadził akcję osiedleńczą. Jego rozmowy z urzędnikami i wojskowymi przynoszą skutek. Grupa kilkunastu rodzin przybywa do Malechowa. Paradiukowie osiedlają się w domu nr 85, gdzie przez niemal rok żyją w zgodzie z zamieszkującymi tu dotychczas Niemcami. "Nie mogę powiedzieć na nich złego słowa, nikt nikomu nie przeszkadzał, brali od nas mleko. Po latach, podczas sentymentalnej podróży zadali sobie trud, by mnie znaleźć i odwiedzić w Malechówku" - wspomina Józef Paradiuk.
Gdy Niemcy odjeżdżali po przegranej wojnie, Mikołaj Paradiuk zaoferował im pomoc w transporcie na pociąg do Koszalina. Życie w Malechowie to w odczuciu dziewięćdziesięciolatka ciągła praca na gospodarstwie. Pierworodny syn pomagał swoim rodzicom jak mógł. Skończył siedem klas szkoły podstawowej i z sentymentem wspomina ówczesnego dyrektora Ryszarda Markiewicza. Przez zawirowania w dzieciństwie (okupacja niemiecka, radziecka) uczył się kilku języków, o czym już wspomniano. Tu w Malechowie z języka polskiego zawsze miał dwóję. „Wplatał” bowiem ukraińskie litery i „mieszał polski z rosyjskim”. "Przyszedł czas, że udało mi się wywalczyć trójkę" - mówi z uśmiechem i wyraźną satysfakcją Jubilat. W wieku 20 lat Józef Paradiuk wstępuje w szeregi OSP Malechowo, przez lata uczestniczył w licznych akcjach ratowania ludzkiego mienia i życia. Jest honorowym dawcą krwi. Typ społecznika.
Swoją wybrankę Józef poznał w Malechowie, jego sympatia - Celina przyjechała na Pomorze z gór za pracą. Gdy pierwszy raz ją zobaczył, pomyślał, że to musi być miła osoba. "Przyszedł wówczas czas, by się ustatkować" - dodaje. Dojrzały - jak na swój wiek - żeni się z uroczą góralką w wieku 34 lat. Ślub biorą w kościele pw. Matki Boskiej Gromnicznej w Malechowie 21 lutego 1965 roku. Po roku przychodzi na świat ich syn Krzysztof, a 5 lat później córka Dorota. W 1970 r. małżonkowie kupują dom w Malechówku, w którym mieszkają do dziś. To tu Paradiukowie musieli ciężko pracować, rozbudowywali gospodarstwo, dokupując sukcesywnie maszyny. Pan Józef był przez 15 lat inseminatorem. W 1995 r. przeszedł na emeryturę.
Nasz Jubilat mimo sędziwego wieku, jest bardzo pogodną osobą. Dowcipkuje z żoną i przytacza wiele faktów dotyczących minionych lat. W szczególności okres młodości wspomina z sentymentem. Zawsze była przy nim żona Celina i teraz jeszcze bardziej niż zwykle dba o swojego wybranka. Problemy zdrowotne nie pozwalają Panu Józefowi na wyprawy rowerowe do pobliskiego Malechowa, jak to miało miejsce jeszcze przed rokiem. Ale nie załamuje się, z radością przyjmuje każdy dzień u boku swojej żony. "Dużo przeżyliśmy, były chwile lepsze i gorsze, ale razem" - podsumowuje rozmowę. Życzenia z okazji 90-tych urodzin, miłe słowa, odwiedziny bliskich były dla tego sympatycznego dziewięćdziesięciolatka dużym wzruszeniem. Żona Celina, zapytana o to, jaki jest jej mąż, jak minęło im życie, uśmiecha się, mówiąc: "Jest dobrym człowiekiem, kochałam Go całe życie...".
Dzięki tej miłości przetrwali wzloty i upadki, w zdrowiu i w chorobie. Panu Józefowi z okazji Jubileuszu życzmy spokoju u boku kochającej żony i dalszych lat, spędzonych w zaciszu domowym.
Facebook X

Wyświetlania: 550

Zobacz również