Historia Pana Stanisława Struzika, 90-latka z Niemicy

Stanisław Struzik urodził się 18 czerwca 1930 r. we Wrońsku, gmina Widawa, powiat Łask, województwo łódzkie. Rodzice bohatera naszego artykułu - Stanisław i Józefa (z domu Nawrot) byli robotnikami. Mieli „skrawek ziemi, ze trzy morgi”. By dorobić chodzili do pracy do majątku.
Staszek wychowywał się z trzema braćmi: Józefem (ur. 1919 r.), Janem (1924 r.) i Antonim (1934 r.). Jego dzieciństwo to beztroska, śmiech i zabawy. W 1937 r. Stanisław Struzik zasiadł w ławie szkolnej i usłyszał pierwszy dzwonek. Wybuch II wojny światowej uniemożliwił dalszą edukację.
Początek jednego z największych konfliktów zbrojnych w historii ludzkości zapisał się w pamięci małego Stasia jako bombardowanie Wielunia i nalot czeskich samolotów na okolicę. Przeprawa przez Wartę i zdobycie Rychłoćców przez Niemców, po ciężkich walkach, miało miejsce 3 września 1939 r.
Rodzice chłopców wyjeżdżali podczas II wojny światowej do Niemiec do pracy, w kraju przebywali w czasie zimy. W 1943 r. ojca Pana Stanisława - urodzonego w 1896 r. - wzięto do Oświęcimia, o jego numerze obozowym nasz bohater mówi ze wzruszeniem, a był to 0119014. W latach dwudziestych minionego stulecia Senior Stanisław Struzik służył w Legionach Piłsudskiego i walczył z Bolszewikami. Za walki dostał od państwa polskiego 18 morgów ziemi koło Szepetówki. Osiemnastu mężczyzn z okolicy, którzy byli członkami Batalionów Chłopskich, trafiło do największego obozu zagłady. Tylko sześciu z nich przeżyło piekło Oświęcimia, zginęło tam dwóch szwagrów ojca Pana Stanisława.
„Najpierw fryzjer, ogolenie na łyso, ubranie w pasiaki, potem ciężka praca dzień i noc. Nieważne było, że rano wykopywano dół, wieczorem go zakopywano. Zero racjonalności w postępowaniu, ważne by upodlić ludzi. Do obozu wprowadzała ludzi orkiestra” - taką relację ojca pamięta Pan Stanisław. „Po powrocie z obozu Tata był cieniem człowieka - ważył 30 kg”.
Najstarszy brat Józef podczas wojny pracował w majątku w Niemczech. Pozostali Struzikowie wraz z matką dorabiali w majątku we Wrońskiej. Jan zajmował się końmi jako fornal . Stanisław na początku pracował od godziny 12 w południe, potem już cały dzień. (Należy pamiętać, że mówimy o dziesięcioletnim chłopcu!) Wraz z innymi kolegami zajmował się 120 krowami, czyścili je i paśli na łące.
W 1945 r., po upadku Niemców ojciec Stanisława trafił z Oświęcimia do obozu w Dachau. Do Wrońskiej powrócił w czasie żniw. To, że przeżył dramat Oświęcimia to zapewne splot wielu szczęśliwych wydarzeń - dobrej znajomości języka niemieckiego, sprytu i łutu szczęścia. W tym czasie rodzina nie miała żadnych kontaktów z ojcem, mogła jedynie wysłać paczkę z żywnością, aczkolwiek jej zawartość musiała być dokładnie określona w języku niemieckim.
1946 rok to czas, w którym Stanisław Struzik przyjął sakrament Pierwszej Komunii Świętej - w wieku 16 lat. Uczęszczał też wtedy do trzeciej klasy szkoły podstawowej. W następnym roku - na skutek odezwy dotyczącej zasiedlania tzw. ziem odzyskanych, Struzikowie postanowili wyjechać z rodzinnych stron. Trafili do Sławna, a stamtąd do Niemicy, osiedlili się w domu pod numerem 18. Na Pomorze Zachodnie przyjechała sześcioosobowa rodzina, z łódzkiego zabrali ze sobą konia, jałówkę, kozę i króliki.
Odtąd siedemnastoletni Staszek pomagał rodzicom w uprawie pięciohektarowego gospodarstwa. Jego pasją stała się w tym czasie gra na trąbce, założył kapelę, wieczory i sobotnie popołudnia spędzał grając na weselach. W 1950 r. poszedł do wojska na warszawskiej Cytadeli, następnie odbył sześciotygodniowy kurs w Olszynie i przeszedł do cywila.
Po powrocie, rozpoczął pracę w gminie w Siecieminie jako instruktor ochrony roślin. Następnie zajmował się rozdysponowywaniem czasopism do szkół, aż wreszcie dostał przeniesienie służbowe do urzędu pocztowego.
Muzyczna przygoda z kapelą pozwoliła na poznanie miłości Pana Stanisława. Na jednej z zabaw w oko wpadła mu jego przyszła żona Genowefa (z domu Białkowska) lub też on jej, tu małżonkowie spierają się z uśmiechem. Para spotkała się na wiosnę 1966 r., pobrali się 16 lipca w Niemicy, mszę ślubną koncelebrował ks. Malicki.
Pani Genowefa z mężem Stanisławem wychowali: Ryszarda (ur. 1960 r.), Lillę (ur. 1961 r.) i Jagodę (ur. 1966) oraz sześcioro wspólnych dzieci: Małgorzata (ur. 1968 r.), Iwona (ur. 1969 r.), Andrzej (ur. 1971 r.), Barbara (ur. 1973 r.), Dorota (ur. 1976 r.), Paweł (ur. 1979 r.).
Państwo Struzikowie całe życie prowadzili 14-hektarowe gospodarstwo rolne. Pan Stanisław dodatkowo dorabiał grając na zabawach wiejskich.
„Uwielbiałem to życie. Po pracy, ogoliłem się, wsiadałem na motor, trąbka pod ramię i na zabawę” - kwituje nasz Jubilat. Z uśmiechem wspomina muzykowanie w Staniewicach, Sławnie i Warszkowie.
W latach 1972-1990 r. Pan Stanisław pracował w Zakładach Techniki Próżniowej w Koszalinie w ochronie przemysłu, gdzie był dowódcą warty. Potem przeszedł na zasłużoną emeryturę.
Pan Stanisław doczekał się 23 wnuków oraz 12 prawnuków, jego dumą jest rodzina. Jest szczególnie dumny z tego, że wszystkie dzieci utrzymują ze sobą kontakt i wzajemnie się szanują. Ten elegancki i dziarski Pan wiedzie spokojne życie u boku żony Genowefy w Niemicy. Przy życiu trzyma go praca, wciąż jeździ traktorem, robi drzewo w lesie (!) i każdego dnia ma coś do zrobienia. Wspólnie z żoną prowadzi ogród warzywny i ogród kwiatowy. „W sumie rodzice obrabiają trzy ogródki” - dodaje ich córka Dorota. Pan Stasiu to mężczyzna z klasą, którego charakteryzuje duże poczucie humoru. Nieustannie się śmieje. „Lepiej iść przez życie z uśmiechem” - mówi.
Do wywiadu Pan Stanisław jest przygotowany idealnie, bardzo lubi opowiadać o minionych latach oraz o tym jak serdeczni wobec siebie byli kiedyś ludzie, mimo trudnych, często tragicznych przeżyć, których byli świadkami...
Zapytany o szczegóły z życia rodziny Struzików, odpowiada „Chwileczkę, zerknę do IPN-u”, sięga pod połę marynarki i wyciąga skrzętnie przygotowane notatki, puszczając z uśmiechem oczko.
„Kiedyś to było wesołe życie” - kończy naszą rozmowę.
Facebook X

Wyświetlania: 722

Zobacz również